2022 ROK – 100 rocznica śmierci
o. Wincentego Kruszewskiego O.Carm.

Posługa w duchu Dawida i Eliasza w życiu i w sławie po śmierci o. Wincentego Kruszewskiego (1843-1922) – inspiracje duchowe

Sceny z Księgi Machabejskiej (2 Mch 7) mówiące o wierności Żydów Boskiemu prawu i cenie, jaką płacili za jego przestrzeganie, należą do opowieści o charakterze budującym. Ukazywanie bohaterów bez skazy, a o takich mówi autor Księgi Machabejskiej wskazując na matkę i jej siedmiu synów, ma swoje niebezpieczeństwo. Wysokie wymagania, jakie stawiają ci bohaterzy, niejednego z nas może załamać, zniechęcić, nabawić kompleksów.

Może nie zawsze dostatecznie szeroko ukazuje się sylwetki osób pozornie zwykłych, mało znanych, ludzi poświęcających się służbie drugiemu człowiekowi bez rozgłosu, w sakramencie pokuty i pojednania. 

Wśród tych osób, możemy doszukać się postaci o. Wincentego Kruszewskiego, którego setną rocznicę śmierci obchodzimy w 2022 roku.

Życiorys

Postać o. Wincentego Kruszew­skiego zrosła się z przeszłością klasztoru karmelitańskiego w Oborach. Urodził się on w 4 marca 1843 roku w Płońsku. Do Zakonu Karmelitów wstąpił w młodym wieku w Krakowie, dając dowody rzetelności, pobożno­ści, pokory i mądrości. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1879 roku. Widziano w nim duchownego oddanego modlitwie, gorliwego czciciela Matki Bożej, opiekuna chorych i ubogich. Był człowiekiem o wyjątko­wej przenikliwości umysłu, potrafił przewidzieć wiele zdarzeń i trafnie wniknąć w ludzkie wnętrze. Miał dar uspokajania chorych psychicznie, których okoliczni mieszkańcy uważali za opętanych.

W 1904 roku o. Wincenty zdołał zebrać wiele interesujących faktów z historii Matki Bożej Bolesnej w Oborach. Interesował się również ziołolecznictwem. Zgodnie z relacjami współbraci zmarł w opinii świętości 6 października 1922 roku. Krypta, w której pochowano o. Wincentego została ufundowana przez o. Alfonsa Tomaszewskiego, a w niej wmurowana została w 1949 r. tablica upamiętniająca pamięć świątobliwego zakonnika. W klasztorze zaś znajduje się portret upamiętniający o. Kruszewskiego, wykonany w 1937 roku przez K. Sokołowskiego. W 1949 roku o. Tomaszewski ufundował nową tablicę z tekstem łacińsko-polskim oraz obecną kryptę, w której złożono doczesne szczątki o. Wincentego Kruszewskiego. 

Refektarz

W refektarzu klasztornym w Oborach znajduje się niewielka ambonka, z której co dziennie przed obiadem nowicjusz od­czytuje fragment Ewangelii. Na tzw. przedpiersiu owej ambonki znajduje się płasko­rzeźba przedstawiająca Dawida walczącego z lwem. Dawid ubrany jest w brązowy ha­bit i biały płaszcz karmelitański.

Przed walką z Goliatem młody Dawid w takich słowach zwrócił się do króla Saula:

«Niech pan mój się nie trapi! Twój sługa pójdzie stoczyć walkę z tym Filistynem». Saul odpowiedział Dawidowi: «To niemożliwe, byś stawił czoło temu Filistynowi i walczył z nim. Ty jesteś jeszcze chłopcem, a on wojownikiem od młodości». Odrzekł Dawid Saulowi: «Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada, wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki, a kiedy on na mnie napadał, chwytałem go za szczękę, biłem i uśmiercałem. Sługa twój kładł trupem lwy i niedźwiedzie, nieobrzezany Filistyn będzie jak jeden z nich, gdyż urągał wojskom Boga żywego». Powiedział jeszcze Dawid: «Pan, który wyrwał mnie z łap lwów i niedźwiedzi, wybawi mnie również z ręki tego Filistyna». Rzekł więc Saul do Dawida: «Idź, niech Pan będzie z tobą!» (1 Sm 17, 32-37).

Jak się wydaje, powyższy tekst dobrze oddaje postawę jaką miał o. Wincenty wobez zła i grzechu. Dlaczego nasze uświęcenie jest tak ważne? Przede wszys­tkim dlatego, że o pełni naszego człowieczeństwa nie decyduje ani to co posiadamy, ani to co robimy, ale to kim jesteśmy. A ponie­waż zostaliśmy stworzeni przez Boga i istniejemy dzięki Niemu, to jedynie w Nim samym możemy odnaleźć pełnię, cel i sens na­szego życia. Mówiąc o doskonałości, której istotą jest miłość, nie możemy pominąć aspektu nie mniej ważnego niż nasze osobiste dobro. Tym aspektem jest chwała Boża, a jest nią jak mówi św. Ireneusz zbawiony człowiek, dlatego żadnego dobra, które otrzy­mujemy od Boga, nie otrzymujemy wyłącznie dla siebie. A ponie­waż wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za Kościół i zbawienie drugich, tym bardziej powinniśmy dążyć do świętości.

Walka o nasze uświęcenie wcale nie jest prosta. Wiedział o tym o. Kruszewski. Każdego dnia, niemal każdej chwili „musimy” podejmować walkę, by sam Bóg był jedynym celem naszych słów, pragnień i czynów. Dotyczy to każdego ucznia Chrystusa niezależnie od stanu życia, dlatego tak ważne jest zawsze wzbudzanie nie tylko czystej intencji czynienia wszystkiego z miłości do Boga, ale jednoczenie się z Miłością, by samemu kochać tak, jak kocha nas Bóg. W przeciwnym bowiem razie, z biegiem czasu grozi nam to, przed czym ostrzegał św. Paweł «stania się niczym» mimo pełnie­nia nawet dzieł miłości (1Kor 13, 2).

O. Wincenty był jak Dawid walczący z lwem o życie swoich owiec, jak Dawid toczący bój z Goliatem w imię Pana Zastępów i swojego narodu. Gorliwość o zbawienie dusz całkowicie go pochłaniała. Wiele mówi o tym sprawowana przez niego posłu­ga spowiednika.

Gdybyśmy mieli poznanie nieskończonej świętości Boga, tak jak je miał oborski Zakonnik, nie tylko grzechów lekkich, ale najmniejszych niewierności uni­kalibyśmy bardziej niż ognia – nie z powodu lęku przed karą, ale by miłością odpowiedzieć na miłość. Spójrzmy jak bardzo nas to boli, gdy ktoś zawini przeciwko nam. A co powiedzieć o bólu nieskończenie świętego Boga, którego każdy z nas choćby był sprawiedliwy zasmuca codziennie?

W naszym codziennym życiu wykonujemy wiele czynności, a często tak wiele, że jest nimi wypełniony cały dzień od świtu do nocy. Potrzebna jest więc nam świadomość, że największe dzieło, które tu na ziemi mamy wykonać i którego Bóg od nas pragnie, jest nasze uświęcenie, nasza wewnętrzna doskonałość: „świętymi bądźcie, bo Ja jestem Święty” (1P 1, 16).

O tym, że dzieło to jest najważniejsze i wszystko inne co czynimy ma ku temu zmierzać, świadczy postawa o. Wincentego Kruszewskiego wobec wiernych, gdyż konfesjonał zajmował szczególne miejsce w jego posłudze duszpa­sterskiej.

W archiwum klasztornym zachowało się jedno szczególnie wymowne świadectwo pew­nej kobiety:

„Spowiadałam się raz u o. Win­centego. Wyznawszy grzechy powiedziałam:
– Więcej nie pamiętam.
O. Wincenty:
– Naprawdę więcej sobie nie przypomi­nasz?
Odpowiedziałam:
– Nie.
O. Wincenty:
– Nie dam ci rozgrzeszenia, aż go sobie przypomnisz!
Wyspowiadawszy parę osób zapytał:
– Przypominasz go sobie?
Odrzekłam:
-Nie.
– To chodź przypomnę Ci go.
Opowiedział mi szczegółowo, jak złorze­czyłam człowiekowi, który przejechał wo­zem przez zasianą pszenicę”.

O. Wincenty otrzymał od Boga ten szcze­gólny dar nawracania ludzi, co w przypadku każdego duchownego jest czymś niezwykle ważnym. Siedząc przez wiele godzin w konfesjonale pragnął szczerego i otwartego dialogu z przychodzącymi do nie­go ludźmi.

Pragnąc wyzwolić ludzi ze szponów złe­go ducha o. Wincenty bardzo często wzy­wał wstawiennictwa Najświętszej Maryi Panny.

Pewnego razu świadkowie obserwo­wali, jak przez trzy godziny chodził wokół kościoła modląc się w intencji nieszczęśli­wej kobiety, która w tym czasie przebywała sama we wnętrzu świątyni. Skutkiem jego modlitwy było to, że kobieta ta wyszła z ko­ścioła zupełnie odmieniona. To wydarzenie mówi wiele o mocy modlitwy różańcowej, jak i o samej Maryi, która jest skutecznym wrogiem szatana. Innym razem mieszkanka Stalmierza Pelagia Kumaszewska potwier­dziła fakt dokonywania przez o. Wincentego egzorcyzmów. Jako dwunastoletnia dziewczynka uczęszczała do kościoła karmelitów w Oborach. Pewnego dnia była świadkiem jak do o. Kruszewskiego przywieziono zaprzężoną w cztery konie karetę, w której była zamożna opętana przez szatana osoba. W pobliżu kościoła konie stanęły i nie chciały iść naprzód. Osoby towarzyszące opętanej poprosiły o. Wincentego do karety. Zakonnik zbliżył się do niej, kazał opętanej wysiąść, zaprowadził ją do kościoła i przeprowadził nad nią egzorcyzm. Po tym wydarzeniu, konie bez problemu podeszły pod bramę kościelną, zaś owa kobieta została uwolniona od złego ducha. Ojciec Wincenty zapytany przez pewnego kapłana, jak on to czyni, odpowiedział: „Odprawiam Mszę Świętą o Duchu Świętym za nieszczęśliwego chorego, następnie modlę się do Matki Bożej Bolesnej słynącej w tym miejscu cudami”. 

Krypta

Po śmierci o. Wincentego Kruszewskiego karmelici, jakby nawiązując do konkretnego wydarzenia związanego z życiem duchowego założyciela Zakonu karmelitańskiego proroka Eliasza, pochowali zmarłego w opinii świętości współbrata w krypcie pod kościołem oborskim. Nad nią, w wirydarzu klasztoru karmelitów umieszczono napis:

Tu spoczywają zwłoki O. Wincentego Kruszewskiego kapłana OO. Karmelitów, który zasłynął z heroicznych cnót i cieszył się niesłychanymi łaskami. Był on bowiem mężem modlitwy, gorliwym czcicielem Najświętszej Maryi Panny, miłosiernym opiekunem ubogich i chorych. Uwalniał opętanych z mocy szatana, w przedziwny sposób jednał duszę grzeszników z Bogiem. Zmarł w opinii świętości dnia 6 października 1922 r. przeżywszy lat 79.

Nawiązując do miejsca pochówku o. Wincentego, a konkretnie do symboliki tego miejsca, można wziąć pod uwagę słowa z Pierwszej Księgi Królewskiej, gdzie czytamy:

[Eliasz] szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. Tan wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Pan skierował do niego słowo i przemówił: «Co ty tu robisz, Eliaszu?» A on odpowiedział: «Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie». Wtedy rzekł: «Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!» (1 Krl 19, 8-11).

Prorok u kresu swej pielgrzymki wchodzi do groty na górze Horeb i tam też nocuje. W grocie słyszy pytanie Boga: „Co ty tu robisz, Eliaszu?”

Trzeba zaznaczyć, że Eliasz słyszy to pytanie po przekro­czeniu granicy umierania, bowiem czterdzieści dni i nocy wcześniej błagał Boga o śmierć. Najprawdziwsze słowa zawsze mają akcent testamentu, jakby się je wypowiadało w agonii. Zaczynamy zastanawiać się nad życiem, nad jego sensem, dopiero wtedy, gdy dotykamy nonsensu skoń­czonego życia ziemskiego.

Często mówimy, że „otworzyły się nam oczy”, gdy doświad­czamy mobilizującego olśnienia. To pytanie jest być może podobne do tego, jakie usłyszał pierwszy człowiek w Rajskim ogrodzie, gdy Bóg wypowiedział do niego słowa: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3, 9). Warto jednak też zwrócić uwagę na pewną istotną różnicę – otóż grzech sprawia, że człowiek nie wie, gdzie jest, nie wie nawet, w jakim momencie swojego życia się znajduje, tracąc przy tym orientację duchową, bowiem grzech powoduje w nim prawdziwe pomiesza­nie.

Eliasz idąc na górę Horeb, kieruje się tam, gdzie nikt właściwie nie chce chodzić, idzie do miejsca, które na pewno nie kusi swym wyglądem, nie jest atrakcyjne ani uczęszczane przez ludzi. Podobne wzorce można spotkać na każdej szerokości geograficznej świata i w każdej epoce, i choć będą miały inną scenografię i innych bohaterów, scenariusz będzie ten sam.

Odnosi się wrażenie, że Eliasz, odpowiadając Bogu, skupia się nie na przyszłości, tylko na przeszłości. Ale to pozory. Choć mówi o eksterminacji wszystkich Bożych proroków, o porażce religii i wiary, o fiasku jego proroczej interwencji, o rozwalonych ołtarzach i bałwochwalstwie narodu, to jednak na tle tego wszystkiego widzi siebie jako człowie­ka, który nie zgasł, w którym płomień gorliwości ciągle się tli. Nie ma wątpliwości, że odnajduje w tym swoją tożsa­mość – tożsamość nieugaszonego w gorliwości proroka. Takim był św. Eliasz, takim też był bez wątpienia karmelita oborski, o. Wincenty Kruszewski.

Podobnie jak św. Eliasz, duchowy założyciel Zakonu karmelitańskiego, tak o. Wincenty dzisiaj, gdy przywołujemy jego postać w 100 rocznicę jego śmierci, wychodzi z grobowej krypty, aby stanąć wobec nas ze swoim ponadczasowym przesłaniem.  

Cała ta smutna panorama spotkania Eliasza z Bogiem na Horebie, opisana powyżej, przypomina nam sytuację naszego współczesne­go świata – opustoszałe kościoły, wystygła wiara, żądania zmiany treści Biblii, presja, by zmienić nauczanie Kościoła odnośnie do ważkich tematów moralnych – wszystko to wydaje się być końcem chrześcijaństwa, ciemną nocą bezsensu. Ale właśnie na takim tle, stając wobec krypty z grobem świątobliwego Zakonnika, konfrontując się z własnym grzechem, z ciemną stroną swojego życia, można dostrzec Boga, który szuka nielicznych, gdyż, tam „gdzie […] wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20).  

Każdy z nas ma wybór: może się stać po­piołem albo ogniem. Ale w nocy grzechu, tej, która jest duchową ciemnością, gdy wydawać by się mogło, że gasną w nas ostatnie iskry, jak w popielatym prochu, może się nagle okazać, że najdelikatniejszy powiew wzbudza płomień. Ważne, aby stanąć, czy to w sposób duchowy, czy też bezpośrednio, nad grobem o. Wincentego Kruszewskiego, w krypcie – grocie i by być otwartym  na Boga, który wciąż działa poprzez swoje sługi w tajemnicy świętych obcowania.

Facebook
Twitter